Jeden z Czytelnikow zapytal mnie o pamiatki, ktore przywiezlismy ze soba z wyprawy. Jak latwo mozna sobie wyobrazic, jest ich MNOSTWO...Gdy spelnia sie marzenie, wysnione od dziecinstwa i dociera sie w tak odlegly zakatek Ziemii, zrozumiale jest, ze chce sie zabrac ze soba jak najwiecej wspomnien. Dni w podrozy umykaja tak szybko, a swiadomosc, ze nadejdzie moment powrotu do domu sprawia, ze chce sie jak najwiecej tych chwil "zatrzymac". Pamiatki to, rzeczy materialne, ktore w szare, zimne dni pomaga przeniesc sie spowrotem w ten magiczny swiat, przypomniec twarze usmiechnietych ludzi, zapachy przygotowywanych potraw, poczuc na skorze cieplo slonca, a w sercu te wszystkie emocje, ktore towarzyszyly przezywaniu przygody...
Najwieksza wartosc maja oczywiscie rzeczy zwiazane z ludzmi, dzieki ktorym ta podroz stala sie taka wyjatkowa. Niezliczona iloscia prezentow zostalismy obdarowani w domu rodziny Vacherand w Neuqen, a potem w Mercedes. Mnostwo gadzetow klubu Boca Juniors, w tym koszulka i flaga z dedykacjami od calej rodziny...Wino patagonskie z etykietka i pudelkiem pelnym dedykacji i cieplych slow... Flaga Polski, ktora pomagala nam uszyc Nancy i, na ktorej potem, podpisal sie Holowczyc...Zdjecie z Holkiem, ktore zawsze bedzie przypominac ta niewiarygodna przeprawe na Dakar i rozmowe z Naszym Mistrzem... Indianska torebka z Jujuy (pn-zach Argentyny), ktora kupil mi na pamiatke pewien starszy Porteño, widzac ze zabraklo mi na nia pieniedzy...Plyty z muzyka, ktora nagrywali nam nasi znajomi...Przepisy na rozne potrawy, ktorych uczylam sie robic za kazdym razem gdy goscilismy u jakiejs rodziny...Hamak, slodkosci z trzciny cukrowej i ziola z tropikalnej Brazylii...i, do tej pory, nieokielznane ilosci zdjec...
Sa jednak pewne wspomnienia, ktorych nie da sie zapisac ani na cyfrowej matrycy aparatu ani na przedmiotach materialnych. Najmniejsza wzmianka o gaucho czy argentynskim zyciu na wsi przenosi mnie natychmiast na to male ranczo w Junin, gdzie pewna rodzina, zupelnie bezinteresownie, goscila nas w swoim domu i umozliwila przezycie jednych z najwspanialszych chwil w tej podrozy. Gdy zamykam oczy, wciaz spaceruje leniwym krokiem na koniu miedzy drzewami oliwnymi, w tle zachodzace slonce...Picie mate przypomina mi natomiast wspolny wypad z Matim i Lu do Villa la Angostura, gdzie dzielilismy sie czym kto mial i spiewalismy wspolnie argentynskie przeboje przy ognisku i gitarze...Pobyt w Buenos Aires bylby tylko przykra koniecznoscia gdyby nie wspolne rozmowy z Lucia i spotkania z szalonymi Polonofilami...
162 dni pelnych przezyc to nasza najwieksza Pamiatka...
....................................................................................................
Uno de los Lectores me pregunto por los recuerdos que habiamos traido de nuestro viaje. Como se puede imaginar, hay UN MONTON. Cuando uno cumple un sueño soñado desde hace mucho tiempo y llega a un rincon del Planeta tan lejano, es obvio que quiere llevarse cuanto mas recuerdos posible. Los dias en el viaje pasan volando y, sabiendo que habra un momento en que todo se acabe, uno quiere "atrapar" cada segundo. En un dia gris y frio, los recuerdos, son objetos materiales que te ayudan volver a ese mundo magico, acordarse de las caras sonrientes, los aromas de las comidas, sentir los calidos rayos del sol en su piel y todas las emociones que uno vivia durante esta gran aventura...
Por supuesto, los objetos que mas valor tienen, son esos que nos recuerdan de la maravillosa gente que hizo este viaje tan especial. La familia que mayor numero de recuerdos nos regalo, son los Fabulosos Vacherand. Gracias a tantos regalitos en amarillo y azul nos convertimos en verdaderos hinchas de Boca Juniors, especialmente gracias a la camiseta y bandera con dedicatorias de toda familia! un valor especial tiene tambien un vino patagonico "Saurus" con una dedicatoria llena de palabras tan calidas en la etiqueta y en el estuche...La bandera de Polonia que fue cosida gracias a Nancy y en la cual se autografio Krzysztof Holowczyc (nuestro paisano, 5 lugar en el rally Dakar)...La foto que tenemos con Holowczyc que siempre nos recordara esa aventura tan increible que tuvimos en el Dakar y la charla a las 5 de la mañana con Nuestro Campeon...Un bolso de un mercado indigena en Jujuy, para cual me faltaba unos pesos para comprarla y al final comprada para mi por un señor desconocido (que dijo que queria que tuviera un recuerdo lindo de Argentina)...Discos con musica argentina que nos grabaron nuestros amigos...Recetas de la comida argentina que aprendia cocinar cada vez que estaba en casa de alguna familia...Una hamaca, golosinas de caña de azucar y hierbas del nordeste de Brasil...y un millon de fotos digitales.
Aparte de todos esos objetos materiales, llevamos con nosotros recuerdos que solo se puede grabar en la memoria y en el corazon. Al oir la palabra "gaucho" me translado inmediatamente a la casa de Jimena y Luis (el primer y mejor gaucho que conocimos). Cierro los ojos y todavia estoy paseando a caballo entre los olivos y los campos al atardecer...o cocinando ñoquis con Coty...o jugando con Pompito y Sisito :)... Cuando me preparo un mate y pongo un disco con el rock argentino, vuelvo a los dias pasados en la compañia de Mati y Lu. El dia en el muelle, Villa La Angostura y los ultimos dias en BA cuando bebiamos mucha mate y escuchabamos a diferente gente tocando gitara y cantando los mayores exitos...Por fin, nuestros dias en la capital federal no tendrian sentido sin Lucia, nuestras charlas en la cocina y encuentros con los locos del "grupo polaco"...
162 inolvidables dias son nuestro mejor Recuerdo.